"Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki" - forum Aby mieć udany związek - dyskusja Agnieszka B.: Hmmm a ja mysle ze te dzieci widza nie kochajacych sie - strona 4 - GoldenLine.pl Oferty pracy Profile pracodawców Centrum kariery пропозиції роботи 20.sierpień 2019. Powiedzenie to pochodzi ze starożytnej Grecji. „Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki“ …. „No man ever steps in the same river twice,“ twierdził Heraklit. Co to tak naprawdę oznacza? Czego unikać podczas powrotu? Kiedyś, to powiedzenie miało zupełnie inne znaczenie, niż to które dziś znamy. Zawsze gdy widzę powiedzenie "nie wchodzi się do tej samej rzeki dwa razy" to mam takie: no w sumie to nie, bo woda cały czas się porusza, czyli rzeka cały czas się zmienia, więc nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki, bo to nie będzie ta sama woda co poprzednio. 08 Jun 2023 00:58:10 „ Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki ” mówią ludzie, którzy chcą wytłumaczyć, czemu nie chcą drugi raz czegoś zrobić. Błąd. W tym powiedzeniu nie chodzi o to, że nie powinno się czegoś robić, tylko że się nie da. Po 4 latach powróciła długo nieoczekiwana seria przysłów!Nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki? Musieliśmy, to sprawdzić. NIGDY nie wchodzi się do tej samej rzeki dwa razy - bo rzeka PŁYNIE i nigdy nie jest taka sama !!! Udostępnij ten post. Link to postu Udostępnij na innych stronach. 0xYB. Czy warto wchodzić dwa razy do tej samej rzeki? Wracać do partnerów, których już raz się zostawiło, dawać sobie i im jeszcze jedną szansę? Czy lepiej machnąć ręką, otrzepać kolana i z pieśnią na ustach ruszyć dalej w świat? O tym rozmawiamy dziś z Jankiem z bloga Stay Fly w ramach kolejnego odcinka Wojny płci. Enjoy! Joanna Pachla: Jak to jest z tym wchodzeniem dwa razy do tej samej rzeki? Wchodzić czy nie? Jan Favre: Może zacznijmy od tego, że to nie jest „wchodzenie dwa razy do tej samej”, tylko „wchodzenie dwa razy do takiej samej rzeki”. Do tej samej rzeki można wejść i pińćset razy, dopóki tylko nie wyschnie. Do takiej samej tylko raz, bo odnosi się to do filozoficznego „panta rhei”, czyli „wszystko płynnie” i dzisiejsza rzeka jutro będzie zupełnie inna, bo ktoś, kilometr wcześniej, mógł się do niej odlać, wymordować ryby albo nawrzucać głazów. Joanna Pachla: Tak, w przyrodzie ta rzeka co sekundę może być inna. Ale kiedy odstawimy na bok metaforykę i odniesiemy to do człowieka i jego natury, to czy rzeczywiście będzie on inny? Czy zaangażowanie się drugi raz w związek z tym samym partnerem może przynieść nam coś nowego? Bo może się okazać, że zamiast cudnie rwącej rzeki, to jednak śmierdzący, zarośnięty staw. Jan Favre: Z człowiekiem jest podobnie jak z rzeką, bo w 2/3 składa się z wody. Powstaje też pytanie, co to znaczy “natura człowieka”? Uważasz, że każdy człowieka ma taką samą naturę/uosobienie/podatność na branie do siebie bodźców z otoczenia? Ale już nie dywagując i odnosząc się do głównego pytania, to, żeby odpowiedzieć „czy warto drugi raz wchodzić w związek z tą samą osobą”, trzeba najpierw uzmysłowić sobie coś innego. Mianowicie – ustalić, czemu się z nią rozstało. Co było przyczyną tego, że już nie jesteście razem i czy ta przyczyna ustała. Bo jeśli, przykładowo, on był narkomanem i rzuciłaś go, bo irytowały Cię strzykawki do zażywania marichuaenen porozrzucane po całym mieszkaniu, to czemu miałabyś do niego wrócić, jeśli nie przestał ćpać? Joanna Pachla: Oczywiście, że każdy człowiek jest inny, natomiast jeśli chodzi o zmiany, wydaje mi się, że mechanizm jest zawsze ten sam. Ludzie sami z siebie się nie zmieniają. Natomiast zmieniają się pod wpływem doświadczeń. Ten narkoman, o którym mówisz, może przestać ćpać. Albo choćby zapisać się na odwyk, czym wykaże już jakąś chęć zmiany, wolę walki – o siebie, o mnie i o nasz związek. I wtedy zaryzykowałabym ponowne wejście. Natomiast ten przykład jest skrajny. A co ze związkami o mniejszym natężeniu doświadczeń? Ot, zwyczajna para, która jest ze sobą kilka miesięcy czy lat. Pewnego dnia się rozstaje – czy to pod wpływem zbyt wybuchowej kłótni czy też spokojnej rozmowy, w której doszli oboje do wniosku, że chcieliby spróbować życia bez siebie. No i rozeszli się, spróbowali, po czym któreś jednak stwierdziło, że to był błąd. Co wtedy? Wracać, ratować? Sklejać? Jan Favre: Jak wykaże wolę walki o Ciebie zapisaniem się na odwyk, tylko po to, żebyś do niego wróciła, to nie wróżę najlepiej temu związkowi. Potem będzie szantażował Cię, że jak tylko go zostawisz, znowu zacznie ćpać. Co do „zwyczajnej pary”, o której piszesz, to za bardzo tego nie rozumiem. Wszystko było między nimi dobrze, raz się pokłócili o to, że zupa była za słona i się rozstali? To raczej tak nie działa i zawsze jest większy, często ukryty, problem. Joanna Pachla: Nie wierzysz w siłę emocji? Znam pary, które rozstały się na zasadzie jednej iskry. Coś, ktoś, gdzieś, w niewłaściwym momencie. I wystarczyło. Są słowa, które działają jak bomby. Jasne, że jak jesteś ze sobą 10 lat, to umiesz z tego wyjść. Ale na początku związku czasem wolisz się rozstać niż jakkolwiek to drążyć. Jan Favre: Nie wierzę, że jeśli ktoś się rozstaje przez jedną kłótnię, to powinien być ze sobą. Ta iskra, o której mówisz, to zazwyczaj kropla agresji, która przelała szalę goryczy, zbierającą się przez dłuższy czas. No chyba, że ktoś ot tak, bez nawarstwiających się problemów przez ileś tam tygodni, bez powodu wpada w niepohamowaną histerię i obraża Cię przekraczając wszelkie granice. Wtedy trzeba spierdalać. Joanna Pachla: Zaczynam wierzyć, że nawet dla takiej bajki jak „Smerfy” potrafiłbyś napisać najczarniejszy scenariusz! Choć, oczywiście, w wielu przypadkach pewnie trudno byłoby się z Tobą nie zgodzić. Nie wierzysz w takim razie w rozstania, po których można by do siebie wrócić? Przecież takie też się w życiu zdarzają! Jan Favre: Pewnie, że wierzę! Tyle, że tak, jak powiedziałem na samym początku, trzeba ustalić przyczynę, która spowodowała, że się rozstaliście i rozeznać, czy ona ustała. Jeśli był nierobem, niepotrafiącym wyprać sobie skarpetek i ugotować makaronu z wodą, a po tym, jak go wyrzuciłaś z domu, sam z siebie zapisał się na kurs „Pranie i gotowanie dla opornych” i jest w stanie nawet zrobić jajecznicę z kurkami, to warto rozważyć powrót do siebie. Jeśli rzuciłaś go, bo był nierobem i całe dnie grał w WOWa i po tych 10 latach kiedy nie jesteście razem, wciąż nic się nie zmieniło, to po co miałabyś do niego wracać? Joanna Pachla: Niektórzy wracają z miłości. Jan Favre: Asia… Joanna Pachla: Akurat nie wierzę w rozstania tylko dlatego, że ktoś czegoś nie robił. No chyba, że natura lenia przekładała się też na sferę zawodową i poza praniem, sprzątaniem, gotowaniem i całą resztą tego grajdołu, kobieta ma na głowie jeszcze zarabianie na dom. Wtedy wracać nie ma po co, a jak się cierpi na niedobory miłości, to zawsze można zaadoptować kota lub psa. Ale tak, przyczyna rozstania jest tutaj kluczowa. Bo jeśli Ty chcesz ślubu, a ja nie, i nie dogadaliśmy się w tej kwestii latami, to po co tracić czas? Tak samo z dzieckiem. Ale są sfery, w których jesteś w stanie iść na kompromisy. Bywa przecież tak, że będąc w związku wydaje Ci się, że są sprawy, w których się nigdy nie ugniesz. Na przykład chcesz mieszkać na wsi, a Twoja kobieta w mieście, w jakimś wijącym się do nieba wieżowcu. Ty kochasz naturę, ona widok z dziesiątego piętra. I chociaż się bardzo kochacie, to każde z Was ma inne priorytety. Rozstajecie się, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że w tej jednej, konkretnej sferze się jednak nie dogadacie. Ona zostaje w mieście, Ty wypasasz owce i jesteś jak Stasiuk i ten jego Smoleńsk, ale w pewnym momencie łapiesz się na tym, że życie bez niej jednak trochę ssie. Że łąka spoko, owce spoko, nawet mleko własnoręcznie dojone od krowy – no, nic nie daje Ci takich emocji, jakie dawała Ci ona. Przewartościowujesz priorytety, chcesz wrócić. I chyba nie chcesz, żeby ona wtedy powiedziała, że nie? Jan Favre: Ty chyba nigdy własnoręcznie owiec nie wypasałaś. Odnosząc się jednak sytuacji, o której mówisz, to przerabiałem dokładnie ten wariant. Ja chciałem żyć w Polsce, bo język, ona w Norwegii, bo kultura. Rozstaliśmy się, bo jakby nie patrzeć, te dwa miejsca nie są obok siebie nawet na mapie, po czym wróciliśmy do siebie, bo przecież żyć bez siebie się nie dało. I, jak się po niecałym roku okazało, razem też się tego pożycia nie dało kontynuować, bo jednak tej potrzeby bycia wśród fiordów nie sposób było zagłuszyć i mimo, że regularnie podtapiana, jednak wypłynęła i zatopiła nasz związek. Wracając po raz sto tysięcy dziewięć setny do tego, co powiedziałem na samym początku – przyczyna, przez którą się rozstaliśmy, nie minęła, więc nie było możliwości kontynuowania związku. Joanna Pachla: Ale jak Cię pytałam, czy znasz jakieś pary, którym by się takie powroty udawały, to powiedziałeś, że tak. Co zatem się stało, że im się udało? Jan Favre: Rozstawali się jakieś 4 czy 5 razy, kłócąc się o bardzo różne rzeczy i za każdym razem do powrotu dochodziło w momencie, kiedy któreś z nich się faktycznie zmieniało. To był naprawdę wybuchowy związek, który – jak to się mówi – musiał się dotrzeć. I się dotarł. Są ze sobą już 8 lat, przy czym od 4 bez żadnej przerwy. Joanna Pachla: Czyli da się! Wiesz, zastanawiam się, co sama bym zrobiła w takim momencie. Z jednej strony, nie znam zbyt wielu par, które by się rozeszły, zeszły i po kres świata były szczęśliwe. Ba, znam tylko jedną. Ale za to są jednym z najszczęśliwszych małżeństw, jakie kiedykolwiek widziałam – oboje już po trzydziestce, a są razem od liceum. Dwoje pięknych dzieci, wielki dom, życie jak z obrazka. I to jest właśnie ta druga strona – czasem się przecież udaje! O ile do rozstania nie doszło z jakichś patologicznych powodów, takich jak przemoc, agresja (słowna czy fizyczna), uzależnienia, chora zazdrość czy manipulacja – dlaczego nie dać sobie drugiej szansy? Wiesz, rozstać się możesz zawsze. Nikt nie obiecuje, że tym razem się uda, ale kto mi obieca, że jak nie spróbuję, to nie będę tego żałować do końca życia? Jan Favre: Ja bym powiedział, że nie udaje się tylko wtedy, kiedy ludzie są niekonsekwentni i wracają do siebie, mimo że problem dalej występuje. I robią to tylko dlatego, że życie we dwójkę mniej boli, a łatwiej brnąć w błocie na znanym szlaku, niż rozpoczynać podróż w nieznane. Joanna Pachla: Jasne. Ale z każdym problemem można przecież walczyć. We dwoje też. fot. Daryn Bartlett/ Najlepsza odpowiedź Angelika1468 odpowiedział(a) o 16:56: też miałam to zadane , ae wcześniej :) To znaczy że nie można powtórzyć wydarzenia dwa razy . Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 16:57 Popełnienie jakiegoś błędu drugi raz jest wprost niewybaczalne... Zrobienie czegoś drugi raz jest niemozliwe do wykonania Odpowiedź została zedytowana [Pokaż poprzednią odpowiedź] xD PrInCeSs xD [Pokaż odpowiedź] Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub Drugi singiel z Dekady Wilka swoim tytułem i w wersach nawiązuje do postaci Odyseusza (Ulissesa), bohatera Odysei oraz Iliady. Tak jak Odyseusz do Itaki, tak i Bisz wraca po dziesięciu latach “tułaczki” z podziemnej infamii do szerszej publiczności z nowym materiałem, nawiązując nim do największego sukcesu komercyjnego, jakim był “Wilk Chodnikowy”. Ulisses to także powieść Jamesa Joyce'a, w której irlandzki autor inspiruje się postaciami z Odysei. Biszu wspominał w wywiadach, że bardzo lubi wracać do tej pozycji Joyce'a i przemierzać Dublin wraz ze Stefanem Dedalusem. Spacer ten, w zależności od wydania, zajmuje około tysiąc stron. Warto wspomnieć, że utwór Bisza powstał na stulecie oficjalnej premiery Ulissesa Jamesa Joyce'a. Dzieło było na początku niedocenione: cenzurowane, a nawet zakazane w niektórych krajach. Autor przekładu Ullissesa na polski stwierdził: o niezrozumiałości (powieści) decyduje fakt nie mający precedensu w dziejach kultury: zapoczątkowanie nowego rodzaju sztuki i doprowadzenie go do doskonałości na przestrzeni jednego dzieła. … i który wymyślił motto na paszporcie Stanów Zjednoczonych Przyznam się, że zapomniałem o gościu zupełnie. Heraklit był jednym z pierwszych filozofów greckich w historii i tekst o nim powinien pojawić się już dawno. Z drugiej strony, sam Heraklit bardzo się starał, żeby ludzie o nim zapomnieli. Był ponoć wyjątkowo chamski, a teksty specjalnie pisał tak zawile, co by przypadkiem głupi plebs nie zrozumiał. Jak widać spierdolenie to nie tylko choroba współczesnych xD No dobra, ale co właściwie jest w Heraklicie takiego, że postanowiłem do niego wrócić? Pod wpisem o Marksie @wiecejnizjednozwierze o nim wspomniała. A ja tak sobie pomyślałem, że w sumie gdyby nie Heraklit, to żadnego Marksa by nigdy nie było. A to już bądź co bądź poważna sprawa. „Nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki” – miał powiedzieć Heraklit I choć zdanie to brzmi jak wypowiedziane na niezłej bombie, to jest jedną z najsłynniejszych maksym w historii filozofii. Zdaniem Heraklita, jeżeli wejdziemy do jakiejś rzeki, po czym z niej wyjdziemy i za 10 minut wejdziemy drugi raz to to nie będzie to już ta sama rzeka! Przez 10 minut sporo się bowiem zmieniło – woda do której weszliśmy po raz pierwszy popłynęła do morza, zaś w to miejsce napłynęła nowa. Jak bowiem wiedzą wszyscy znawcy polskiej polityki, woda ma to do siebie, że się zbiera i spływa do morza. Z punktu widzenia historii zdanie Heraklita miało znaczenie zdecydowanie bardziej doniosłe niż rubaszny cytat byłego pana Prezydenta. Zauważył on (Heraklit, nie Prezydent), że rzeczywistości bardzo daleko do stabilności. Rzeka ciągle zmienia się ze względu na spływającą wodę, ale to nie jedyny przykład. Znacznie lepszym jest choćby człowiek, który rodzi się jako robiący w pieluchy guwniak, z czasem dorasta, znajduje pracę, zakłada rodzinę (nie dotyczy Wykopków), w końcu przechodzi na emeryturę i umiera. Też nierzadko robiąc w pieluchy. Heraklit twierdził więc, że różne przedmioty w rzeczywistości (człowiek, rzeka czy nawet – też się przecież zmienia!) nie tyle istnieją, co cały czas powstają na nowo, za każdym razie będąc nieco inne od poprzedniego „wcielenia”. To jednak nie wszystko. Heraklit uważał też, że te ciągłe zmiany maja swoje przyczyny. I przyczyną tą jest… ciągła walka przeciwieństw. Jedna woda odpływa, druga przypływa. Jedne komórki ludzkiego ciała obumierają, na to miejsce pojawiają się nowe. Jeszcze raz odsyłam do wpisu o marksistowskiej dialektyce. Jakieś skojarzenia? Tak, po Heraklicie na zmienność rzeczywistości zwracało uwagę cała masa filozofów. Od starożytności, po czasy współczesne. Heraklit był pierwszy, i choć jego teoria jest mocno archaiczna, to powinien za pionierstwo dostać medal z ziemniaka. Mamy więc niewątpliwie konotacje z Marksem, a jak z Marksem to i ze Związkiem Sowieckim. Ale jak Heraklit został autorem motta USA i trafił na okładki paszportów? Poniżej jest taka pieczęć. Pełni ona w USA funkcje naszego godła, widzimy ją na okładkach paszportów. Orzeł w dziobie trzyma szarfę z napisem „E pluribus unum” co się tłumaczy z łaciny na polski jako „z wielości jedno”. No i jak łatwo się domyśleć, w oryginale nie zostało powiedziane ani po łacinie, ani po polsku ale przez Heraklita w czyściutkiej grece. Heraklit dostrzegał bowiem walkę przeciwieństw, ale zauważał, że wszystkie rządzące światem sprzeczności na wyższym poziomie tworzą jakąś harmonię. Zdaniem Heraklita zdrowie istnieje dzięki chorobie – jako jej przeciwieństwo. A my nawet nie wiedzielibyśmy, że tagi są spieprzone, gdyby nie to, że kiedyś działały normalnie. Heraklit uważał więc, że wszystkie te drobne sprzeczności zebrane do kupy stworzą jednolity, harmonijny świat. Ale dlaczego ojcowie-założyciele USA wybrali z generatora mądrych słów właśnie ten fragment? Cóż, pierwotny projekt pieczęci, z 1776 roku, wyglądał inaczej niż dziś. W środku znajdowało się sześć symboli krajów, z których pochodziła ludność trzynastu kolonii: Niemiec, Francji, Anglii, Szkocji, Irlandii i Holandii: W koloniach mieszkali więc Amerykanie, ale jakby tak kurwa nie do końca :/ Co gorsza, te kraje w historii nie bardzo miały smykałkę do współpracy, choć wbrew pozorom największe dramy na tamten moment znane były między Francją i Anglią, a Niemcy wyglądali w tym towarzystwie całkiem spokojnie xD Trzeba więc było znaleźć sentencję, która te wszystkie przeciwieństwa, ten wielonarodowy i wielojęzykowy tłum (czyli „wielość”) zespoli w jakiś jeden, wspólny kraj („jedność”). A więc „z wielości jedno”. Trudno zaprzeczyć, że słowa Heraklita pasowały do tego idealnie. fot. tytułowa:

dwa razy do tej samej rzeki