Według planu Viktora Orbána, premiera Węgier, każda kobieta, która wyjdzie za mąż przed 40. urodzinami, będzie mogła skorzystać z preferencyjnego kredytu od państwa. Maksymalna wysokość: 10 mln forintów, czyli ponad 130 tys. zł. Modlę się o Dobrego Męża. Swoją intencję sformułowałam następująco: „Jeśli to możliwe, proszę o Dobrego Męża, ale ostatecznie – nie co ja chcę, ale co Ty”. Intencja sformułowana w ten sposób codziennie przypomina mi o tym, że nie jest właściwą postawą „wymuszanie” na Bogu czegokolwiek. Należy poddać się Jego Na lekcji pani dała dzieciom zadanie domowe- zrobić pułapkę na myszy. Na drugi dzień pani sprawdzała wykonaną pracę. Podchodzi do Jasia i pyta: – Dlaczego twoja praca to tylko deseczka? Jasio tłumaczy: – Przychodzi myszka, bierze deseczkę w łapki wali się nią po głowie krzycząc ”nie ma serka! Nie ma serka! Poniżej znajduje się 30 różnych cech i cech, które czynią dobrego męża. 1. Dobry mąż akceptuje twoje złe cechy. Dobry mąż zaakceptuje w tobie dobre i złe rzeczy. Jeśli ten człowiek chce się z tobą ożenić, musi wziąć pod uwagę, że nie jesteś idealny i popełnisz błędy i musisz być gotów zrobić to samo dla niego. poradnik m´˝ów zaufania Poświęć niedzielę dla Polski Dokument przeznaczony jest do użytku mężów zaufania i innych osób pracujących w komisjach wyborczych, prag - nących skuteczniej wykrywać i udaremniać fałszerstwa wyborcze na terenie obwodowych komisji wyborczych. Spis treści 1. Wprowadzenie 1 2. Postawa męża zaufania 1 3. Podsumowując, każdy członek rodziny, który nie posiada własnego tytułu do ubezpieczeń, powinien zostać zgłoszony do ubezpieczenia zdrowotnego na druku ZUS ZCNA, w celu możliwości bezpłatnego korzystania ze świadczeń opieki zdrowotnej w ramach NFZ. Za ubezpieczenie zdrowotne członka rodziny ubezpieczony nie ponosi dodatkowych tBTnXZ. 2 sierpnia 2022, 0:45 Półki w księgarniach uginają się od poradników - psychologicznych, książek kulinarnych, poradników uprawy ogrodu, majsterkowania, poradników dobrego życia czy gry w szachy. Ciekawa książka może pomóc nam rozwinąć nową pasję, a bliskiej osobie sprawić niespodziankę. Zobacz, które typy poradników książkowych są najpopularniejsze. CC0Półki w księgarniach uginają się od poradników - psychologicznych, książek kulinarnych, poradników uprawy ogrodu, majsterkowania, poradników dobrego życia czy gry w szachy. Ciekawa książka może pomóc nam rozwinąć nową pasję, a bliskiej osobie sprawić niespodziankę. Zobacz, które typy poradników książkowych są psychologiczneOd dobrych dwóch dekad poradniki psychologiczne robią zawrotną karierę. W pędzącym świecie pytamy, jak zwolnić albo jak dopasować się do rzeczywistości. Jak odnaleźć siebie i nie zwariować. Jak robić kilka rzeczy jednocześnie i nie robić niczego. W poradnikach psychologicznych znajdziemy odpowiedź (lub podpowiedź) na każde są wśród nich książki związane z rozwojem osobistym - chcemy być lepsi, skuteczniejsi, bardziej świadomi. Taki prezent spodoba się osobie, która obserwuje siebie i świat, ciągle szukając kolejnych ciekawe książkiMateriały promocyjne partnera Książki kulinarneKto nie lubi dobrze zjeść? Jeśli chcesz znaleźć prezent dla osoby, którą fascynują inne kultury, i najchętniej poznaje je przez kuchnię, wybierz książkę kucharską z innej części globu. Wśród książek kulinarnych znajdziemy cały przekrój kuchni świata:kuchnia azjatycka kuchnia włoska kuchnia francuska kuchnia Ameryki Południowej To oczywiście nie jedyny podział. W związku z różnymi dietami - z wyboru czy wynikającymi z potrzeb organizmu - wiele osób chce jeść, wykluczając niektóre składniki lub skupiając się na konkretnych. Tu najpopularniejsze są książki kulinarne, zawierające przepisy na dania:wegańskie wegetariańskie bezglutenowe z ryb z mięsa Jeśli szukamy książki dla siebie, będzie znacznie łatwiej. Już po tytule będziemy wiedzieć, czy mamy ochotę przyrządzać dania zaproponowane w takiej książce kucharskiej. Może Cię zainteresowaćMateriały promocyjne partnera Inne poradnikiKsiążki poradnikowe nie ograniczają się oczywiście tylko do dwóch powyższych typów. Praktycznie w każdej dziedzinie można znaleźć poradnik - majsterkowania, prowadzenia domu, uprawy roślin, decoupage, rysowania, gry w szachy, poradniki urodowe, modowe czy savoir-vivre. Trzeba jednak pamiętać, że tego typu poradnik spodoba się osobie, która dopiero zaczyna interesować się jakimś tematem lub wydaje się nam, że dzięki książce może się tak stać. Jeśli natomiast mówimy o pasjonatce czy pasjonacie jakiejś dziedziny, na wstępie powinniśmy odrzucić wszelkie poradniki dla początkujących. W takiej sytuacji lepiej wybrać bardziej specjalistyczną pozycję, np. poradnik uprawy promocje na ciekawe książkiMateriały promocyjne partnera Zobacz inne ciekawe promocje Poradnik dobrego męża Zrób jej kawę. I na miłość boską nie pomyl kubków! Przez tyle lat nie możesz zapamiętać, że kawę lubi właśnie w tym??? Warto zacząć od najprostszych gestów. Przygotuj obiad. Facet w kuchni jest sexy. W ten sposób wyrazisz swoją miłość do niej i dasz jej do zrozumienia, że rozumiesz na czym polega wspólne życie. Bynajmniej nie tylko na dzieleniu łoża. Wysłuchaj jej z uwagą jednocześnie powstrzymując się od udzielania złotych rad. Ona nie opowiada Ci o swoich problemach, żebyś jej doradzał, tylko żebyś wysłuchał. Posprzątaj. Wrzuć brudne gacie do kosza na brudne ubrania, umyj po sobie toaletę, wynieś naczynia, wstaw zmywarkę, poodkurzaj, wywieś pranie. Nie mieszkasz w hotelu, tylko w domu. Domownicy współdzielą obowiązki. A kiedy obowiązki się dzielą, to ciepłe uczucia się mnożą. Dbaj o nią. Zawsze, ale szczególnie kiedy gorzej się czuje. Zajmij się nią, wyręcz. Jeśli Ty zaopiekujesz się nią, ona odwdzięczy Ci się z nawiązką. Jeśli będziesz miał ją w dupie, nie zdziw się, jeśli odpowie Ci tym samym. I nie zapomni. Wstań do dzieci, jeśli są małe. Jeśli obowiązki zawodowe nie pozwalają Ci częściej, to chociaż od czasu do czasu. Nakarm, wykąp, pobaw się z nimi, zabierz gdzieś, zawieź do szkoły, odbierz z przedszkola. Jak świat światem dobry ojciec zawsze wydaje się kobietom bardziej atrakcyjnym mężczyzną. Spraw, by wieczory były tylko dla niej. Nie szlajaj się z kolegami, nie szukaj pretekstu do wyjść z domu, a jeśli już wychodzisz zawsze bądź pod telefonem. Być może przesadza z zamartwianiem się o Ciebie, ale to prostu dlatego, że Cię kocha i martwi się o Ciebie. Gdyby się nie martwiła, to by znaczyło, że jesteś jej obojętny. Przygotuj się do zbliżeń. Weź prysznic, jeśli wracasz spocony. Nigdy i pod żadnym pozorem nie właź śmierdzący do łóżka. Nie ma nic gorszego niż amory skunksa. Atmosferę buduj wcześniej, a nie „wypnij się” i po sprawie. Nie okazuj jej bezpodstawnie braku zaufania. Jeśli Twoje urojenia mylą Ci się z rzeczywistością, to czas na psychoterapię. Nikt nie lubi być posądzany o coś czego nie zrobił, Ty też prawda? Chyba, że masz coś na sumieniu i mierzysz innych własną miarą… Nie kłam. Zaufanie odzyskać co najmniej tak trudno, jak znaleźć właściwą osobę. Zapewnij rodzinie poczucie bezpieczeństwa. I nie pomyl tego z comiesięcznym przynoszeniem kasy do domu. Mądry mężczyzna i dobry mąż myśli o tym, jak kobieta poradzi sobie bez niego, a nie próbuje jej pokazać, że bez niego jest nikim. Nie lecz swoich kompleksów dzięki niej. Jeśli próbujesz jej pokazać kto tu jest Panem, to znaczy, że szukasz na siłę szacunku. Ktoś, kto go wzbudza nie musi uciekać się do przemocy w żadnym wymiarze. Pokochaj jej wady i nie krytykuj. Chyba, że sam jesteś chodzącym ideałem…Nie jesteś? No popatrz. Zaskocz ją czasami. To nie muszą być kwiaty ani prezent. Wspólne wyjście? Wieczór bez dzieci? Pomyśl czym możesz zrobić jej przyjemność. Nie bądź pieprzonym egoistą. Wiem, że to trudne, zobaczyć cokolwiek poza czubkiem własnego… no dobra, na potrzeby wpisu niech będzie nosa. Ja, ja, ja – zastąp my, my, my. Nie jesteś pępkiem świata, choć mama mówiła Ci inaczej. Okaż jej uczucia. I nie mam tu na myśli klepnięcia w tyłek, ani złapania za pierś. Jeśli narzekasz, że żona Cię nie rozumie, unika seksu, w ogóle Ciebie unika zastanów się, ile jej dajesz. Poza wypłatą. Ile z siebie dasz, tyle odbierzesz. Poza patologicznymi przypadkami kobiet, które kochać nie potrafią, większość z nas – kobiet – umie kochać bezgranicznie. Warunek jest jeden. Wzajemność. Wzajemność we wszystkim. W myślach, czynach, słowach, gestach. Wszystko to, czego oczekiwałbyś od kobiety musisz jej odwzajemnić. Proste? ANNA JAWORSKA – MUMME Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem). Polub moją stronę na Facebooku Zajrzyj na mój Instagram To nie jest prawda, że nie ma już porządnych mężczyzn ani wartościowych kobiet, z którymi można zawalczyć o szczęśliwy dajcie sobie tego wmówić. Jako były rzecznik portalu randkowego i przez długie lata singielka – mogę coś o tym nie jest za późno na to, żeby kochać– Nikogo nie spotykam – powiesz. A co robisz w tym kierunku?– Ależ ja mam wielu kolegów, mamy świetny kontakt, dużo rozmawiamy… Więc nie mów mi, że nie potrafię wchodzić w relacje…Czy aby na pewno? Czy nie mówisz o relacjach w pracy, o znajomościach ze studiów, we wspólnocie?Czy aby na pewno jesteś otwarta na poznawanie „perspektywicznych” mężczyzn?A czy ty, drogi mężczyzno, idąc na imprezę, zapraszasz do tańca dziewczyny? Czy rzeczywiście chcesz poznać osoby, które tam się pojawiły?Czy patrzysz i czekasz, aż pojawi się twój wyśniony ideał i wtedy przystąpisz do działania? A powiedz, jak długo już tak czekasz?Przestań marudzić i idź do ludziNie chodzi o to, żeby robić łapankę na męża czy upolować sobie żonę. Nie o tym mówię. Kiedy po raz pierwszy mierzyłam się z tym tematem, usłyszałam najpierw od zaprzyjaźnionego kapłana: – A jak wygląda twój dzień? Gdzie chcesz poznać kogoś dla siebie, skoro ciągle kursujesz między pracą i domem? Potem to samo pytanie postawili mi coach i bliskie jest u ciebie?Czy te słowa, że nie ma nikogo dla ciebie, nie są tylko zasłoną dymną? Czy jesteś w stanie dać sobie szansę na szczęście i rzeczywiście zawalczyć? Czy jesteś w stanie zaryzykować? Czy naprawdę chcesz zmienić tę sytuację w swoim życiu?Nie ma się co oszukiwać, nie będzie lekko, łatwo i przyjemnie. Ale czy naprawdę nie chcesz pod koniec życia powiedzieć: W porządku zrobiłam/zrobiłem wszystko, co w mojej mocy. Nie mam do siebie ani innych o nic żalu. Te wszystkie nowe ciekawe znajomości, wszyscy poznani fascynujący ludzie, nowe przyjaźnie, z których jedna…To, co będzie tutaj dalej, zależy już nie tylko od ciebie. Ale warto wykonać swoje 100 konkretyJak wygląda twój dzień, droga kobieto? Za dużo pracujesz i nie masz możliwości poznania kogoś? Wygospodaruj ten czas. Co jest ważniejsze? Nie mówię: rzucaj pracę! Mówię: zastanów się, czy nie pracujesz zbyt wiele, czy te dodatkowe zlecenia są ci naprawdę tak bardzo potrzebne? Czy ta kolejna para butów lub sukienka w szafie są niezbędne, skoro nie możesz się w tym pokazać swojemu ukochanemu?Czy naprawdę szukanie kolejnych projektów i ciągłe siedzenie przed komputerem jest niezbędne dla ciebie, drogi mężczyzno? Czy te fundusze, które chcesz zgromadzić dla przyszłej rodziny, naprawdę się przydadzą, skoro ciągle nie bierzesz się do rzeczy? Z biegiem czasu pojawia się coraz więcej „ale”, które bardzo utrudniają wejście w trwały do kochaniaChcesz kochać? Więc nie skupiaj się w pierwszym rzędzie na tym, że ktoś musi pokochać ciebie. Posłuchaj, co ma na ten temat do wyśpiewania Dorota Osińska. A potem odpowiedz sobie na pytanie: jak ci z tym?PSI najważniejsze. Droga kobieto, przestań od razu widzieć w spotykanych mężczyznach potencjalnego męża. I ty, drogi mężczyzno, przestań widzieć w każdej kobiecie przyszłą sobie czas na to, żeby poznać wielu wspaniałych ludzi. Spędzaj z nimi miło i radośnie czas i dowiedz się, czego naprawdę chcesz w swoim związku. Czego pragniesz w tej drugiej osobie? Co jest dla ciebie ważne?Dla mnie zasadnicze znaczenie miało to, żeby osoba, z którą się zwiążę, była wierząca. Ale to nie oznacza, że nie poszłam na randkę z chłopakiem niewierzącym czy z tym, który miał wątpliwości w wierze. Randka nie oznacza od razu ślubu, to czas na uczenie się siebie i innych. Zatem… chcesz?Czytaj także:Masz dość bycia singlem? 9 pomysłów na to, co z tym zrobićCzytaj także:Sekret znalezienia miłości, gdy długo i boleśnie jesteś singlem Sklep Książki Zdrowie, rodzina, związki Rodzina, związki Nowożeńcy. Instrukcja obsługi (okładka miękka) Wszystkie formaty i wydania (1): Cena: Opis Opis Nareszcie! Przewodnik po kluczowym pierwszym roku małżeństwa! Złożyliście sobie nawzajem przysięgę, pokroiliście tort i zatańczyliście pierwszy taniec. I co teraz? Wesele się skończyło, a małżeństwo się zaczęło. Trwa miesiąc miodowy, ale kiedy rzeczywistość zapuka do drzwi, zapewne będziecie mieli mnóstwo pytań. Czy to, że się kłócimy, jest normalne? Jak mamy urządzić dom, skoro nasze gusty tak się różnią? Jak sobie poradzę z teściami? Czy jesteśmy gotowi, by mieć dzieci? Na szczęście powstał poradnik „Nowożeńcy. Instrukcja obsługi”, który pomoże wam odnajdywać drogę wśród licznych pułapek pierwszych lat małżeństwa. Mowa jest w nim o wszystkim: od porozumienia i wspólnego życia po kontakty z teściami, pieniądze i seks. Niezbędnik dla każdej pary, która właśnie zaczyna wspólne opis pochodzi od wydawcy. Dane szczegółowe Dane szczegółowe Tytuł: Nowożeńcy. Instrukcja obsługi Seria: Niegrzeczne poradniki Autor: Tiger Caroline Tłumaczenie: Ciszewska Magdalena Wydawnictwo: Wydawnictwo Vesper Język wydania: polski Język oryginału: angielski Liczba stron: 208 Numer wydania: I Data premiery: 2014-03-19 Rok wydania: 2014 Forma: książka Wymiary produktu [mm]: 19 x 189 x 137 Indeks: 14412202 Recenzje Recenzje Inne z tej serii Inne z tego wydawnictwa Najczęściej kupowane Niedawno minął rok od naszej przeprowadzki na wieś. Piszę do Was z zalążka mojego domowego biura – siedzę na barokowej kanapie, której nienawidzi mój mąż, ale to moje biuro i mogę sobie robić, co chcę. Kanapa wygląda obłędnie na tle świeżo pomalowanej zielonej ściany. Brakuje mi jeszcze bardzo nowoczesnego biurka, żeby złamać czymś ten barok. Zaraz na ścianach zawisną złote ramki, same ramki bez wkładu – ale jak to? – znowu przewróci oczami mój małżonek. No tak to, tak to. Poczekaj, zobaczysz jak tu będzie pięknie! Patrzę przez okno. Nachalny halny rwie do tańca moje ukochane wiotkie brzozy. Gdyby dziś przyszło mi opuścić ten dom, wypłakałabym oczy za nimi. Patrzę na nie rano, kiedy czarną kawą bez cukru podlewam niemrawe neurony. Patrzę na nie, kiedy siadam smutna na schodach. Widzę je już z daleka, kiedy wracam do domu. Brzozowy Zagajnik – tak o tym miejscu powiedziałby Ania z Zielonego Wzgórza. Piszę do Was z mojego miejsca na ziemi. Rok temu, o tej porze nie wiedziałam, gdzie jestem. Myślałam, że oszaleję. Marzenie o domu… Zawsze wydawało mi się, że spełnione marzenie o własnym domu musi być czymś z pogranicza ekstazy. Dowiedzieliśmy się, że z brazylijskim paszportem mojego męża, możemy przez kolejne lata najwyżej marzyć o zdolności kredytowej, własny dom stał się naszą obsesją. Czymś zupełnie poza naszym zasięgiem. Tymczasem dziesięć lat zleciało w okamgnieniu. Kiedy mój mąż zadzwonił do mnie i łamiącym się głosem szepnął: „możemy kupić dom, mamy pozytywną decyzję”, siadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Na moich oczach nasze marzenie materializowało się. Nabierało kształtów. Stawało się naszym domem. Ciężar spełnionego marzenia… Już kilka razy Wam o tym wspominałam. Jest coś takiego, jak „ciężar spełnionego marzenia”. Pamiętam, że kiedy zostałam sam na sam z tym moim spełnionym marzeniem, okazało się że ono mi ciąży. Nie do końca widziałam co ja mam z nim zrobić. To był jakiś potworny paradoks i chyba nie potrafię tego wytłumaczyć. Miałam ten dom. Stał przede mną cały piękny. Tu miałam wychowywać moje dzieci. Powinnam była się cieszyć, tymczasem nie potrafiłam. Rok temu… Mój mąż akurat wyjechał służbowo na kilka dni. Jesień panoszyła się podle. Musiałam nieustannie przywoływać się do porządku, miałam pod opieką dzieci, nie mogłam w nieskończoność się rozklejać. Odwoziłam je do szkoły i już w drodze powrotnej do domu zanosiłam się łzami. Próbowałam zagłuszyć ten głos, który nieustannie mówił mi: „to był błąd, tu nie będę szczęśliwa”. Postanowiłam, że kiedy mąż wróci powiem mu, co czuję. Że wypruliśmy sobie flaki niepotrzebnie, że jestem tu nieszczęśliwa i musimy wrócić do miasta. Wiedziałam, że pęknie mu serce. Wiedziałam, że walczył o ten dom dla mnie, ale miałam udawać? Któregoś dnia zadzwoniła do mnie mama. Była bardzo wesoła i zaszczebiotała do słuchawki: „Jak tam w nowym domku, cudownie prawda?” Siedziałam wtedy na schodach i na to pytanie pękłam i rozlałam się po nich rzęsiście. Powiedziałam mamie wszystko. Była w szoku. Ta rozmowa z nią bardzo mi pomogła. Gdzieś z tego oceanu łez, wyłowiła szczątki mojego rozsądku. Zasugerowała, żebym z decyzjami zaczekała do lata. Żebyśmy najpierw zobaczyli maj na wsi, zaczekali na niemiłosiernie długie dni, na grilla ze znajomymi… Wytłumaczyła mi, że to ciężar wszystkiego: ogromnej zmiany w życiu, mrocznej jesieni, krótkich dni, nieobecności męża. Może warto zaczekać? Najwyżej sprzedacie ten ten dom, to nie wyrok dożywotni – mówiła i czułam, że ma rację. I faktycznie NIGDY nie zapomnę maja, który eksplodował pod moją nieobecność. Wróciliśmy właśnie z Bieszczad. To było inne miejsce. Wieś utonęła w oceanie rzepaku. Wszystko kwitło i było tak nienaturalnie zielono. Dzieci wywlekły z garażu rowery i zaczęły szaleć na ulicy. Nie wiem czy to niebo sięgało rzepaku, czy rzepak nieba. Zrobiło mi błogo. Po raz pierwszy od kiedy tu zamieszkałam. Na asfalcie resztki wczorajszego deszczu, na moich policzkach resztki wczorajszych łez. Piszę Wam o tym, bo często dostaję od Was wiadomości, że właśnie się przeprowadziliście i czujecie się, jak ja rok temu. Chciałam Was więc uspokoić – wiele osób tego doświadcza. Zamiast euforii – łzy, rozczarowanie, ciężar spełnionego marzenia. W moim wypadku warto było zaczekać. Dziś czuję, że to moje miejsce na ziemi. Ale znam takich, którzy nigdy tak nie poczuli i wrócili do miasta. Historia mojej sąsiadki. Kiedy jeszcze mieszkałam w Lublinie moją sąsiadką była przemiła kobieta w średnim wieku. Wraz z mężem wychowali dwoje dzieci, które były już dorosłe, właśnie doczekali się wnuków i przyszedł odpowiedni moment na dom pod miastem. Wyprowadzili się i przestałam ich widywać. Z zazdrością myślałam o tym, że pewnie wybudowali pod miastem jakiś przytulny dom i uciekli z tej podłej ulicy, na której przyszło nam mieszkać. Po roku spotkałam sąsiadkę podczas spaceru, myślałam że przyjechała zobaczyć co tam słychać na starych śmieciach. – Wracamy! – wykrzyknęła z radością – myślałam, że oszaleję na tej wsi, nie wiem co nam strzeliło do głowy. Sprzedajemy dom, wracamy do miasta! – dodała, a ja stałam osłupiona. Faktycznie wrócili. Jak synowie marnotrawni miasta, nigdy nie byli tak szczęśliwi jak po powrocie. Kiedy z kolei ja poinformowałam ją o naszych planach wyprowadzki na wieś, stukała się w głowę, ostrzegała, że będziemy żałować, namawiała, żebyśmy to przemyśleli sto razy. Na moje pytanie, co ją tak na wsi zmęczyło, odpowiedziała krótko – dojazdy! – Zanim wróciliśmy już było ciemno, nawet nie widzieliśmy tej naszej działki, rano trzeba było wyjechać godzinę wcześniej, bo niby blisko, ale korki. Po drodze jeszcze zakupy. Jak przychodził weekend to byliśmy tak zmęczeni, że na myśl, że trzeba teraz jeszcze skosić trawnik i posprzątać dom, było nam słabo! Myśleliśmy, że na wsi odpoczniemy, zamiast tego byliśmy nieustannie zmęczeni. Tak nie da się żyć – żaliła się. I sądzę, że miała dużo racji. Bo w podejmowaniu decyzji o wyprowadzce za miasto, trzeba sobie odpowiedzieć na bardzo podstawowe pytanie – gdzie toczy się nasze życie? Gdzie toczy się nasze życie? Rozmawiałam niedawno z koleżanką, która właśnie podejmuje decyzje – dom na wsi, mieszkanie w mieście. Po rozważeniu wszystkich za i przeciw, postanowili z mężem – mieszkanie w mieście, ale ciągle miewają wątpliwości. – Ok, a gdzie toczy się wasze życie? – zapytałam. – No tu w mieście. Przecież od rana do nocy jesteśmy w pracy, nie wyłączając weekendów. – To po co w ogóle myślicie o wsi? – dociekałam. – No bo na wsi wiadomo, spokojniej i dom to większy komfort – dodała, ale z wyraźnym wahaniem. -Ale przecież wy jesteście cały czas w mieście, kiedy chcecie doświadczyć tego spokoju i komfortu? Podczas dojazdów do miasta? – No właśnie, tego się obawiamy… I słusznie. Bo to, jaki tryb życia prowadzimy jest sprawą absolutnie kluczową. Kiedy przeprowadziliśmy się na wieś, przez dwa tygodnie dowoziłam Marynię do szkoły w mieście. Dwa tygodnie. Tyle wytrzymałam. Stania w korkach, szukania miejsca do zaparkowania, nerwów, braku czasu, stresu, że się spóźnię z dzieckiem do szkoły, po dziecko do świetlicy, faktu, że dziecko w tej świetlicy kibluje jak za karę. Dwa tygodnie. Po tym czasie przeniosłam Marynię do wiejskiej szkoły, za jej zgodą – była tak samo zmęczona dojazdami jak ja. Szczęśliwie okazało się, że nasza wiejska szkoła ma świetny poziom i naprawdę fajnych nauczycieli. Jesteśmy z mężem w o tyle komfortowej sytuacji, że oboje możemy spokojnie pracować z domu. Od września wszystkie dzieci chodzą do tej samej wiejskiej szkoły. Zaczynają i kończą zajęcia o jednej godzinie. Można powiedzieć, że całe nasze życie toczy się na wsi. W takiej sytuacji jesteśmy w stanie korzystać z tego, co wieś oferuje – spokoju, ciszy, czasu płynącego wolniej. Gdybyśmy codziennie musieli bywać w mieście, odwożąc dzieci do różnych placówek, z pewnością zostalibyśmy w mieście. Moja rada – zamieszkaj tam, gdzie spędzasz najwięcej czasu. Bo to co teraz wydaje ci się komfortem może zwyczajnie stać się udręką. Doskonale wiem, że wielu ludzi tak właśnie żyje – w korkach, dojazdach, niedoczasie. I pewnie tak się da. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Dla mnie rzeczą nadrzędną są spokój i czas. A co z niewygodami? Tak samo szybko przyzwyczajamy się do wygody, jak do niewygody. Naprawdę. Po wyprowadzce z miasta, z wynajmowanego mieszkania, gdzie za rogiem był sklep, kilometr dalej wielki supermarket, gdzie z każdą pierdołą mogłam zadzwonić do właściciela, nie potrafiłam sobie wyobrazić – jak ja będę robić zakupy? Co zrobię bez kanalizacji miejskiej?! Jak wyglądać będzie życie bez wodociągu? A co jeśli coś się zepsuje? No i cóż. Wszytko, co wcześniej wydawało mi się „niewygodą”, dziś jest dla mnie „normalną sytuacją”. Wiejskie sklepy zwyczajnie polubiłam, zdarza mi się tu robić zakupy na miarę supermarketowych. Kiedy rury zaczynają bulgotać, dzwonię po szambowóz 😀 Woda leci z kranu, z tym że jest ze studni, ot cały problem. A jak coś się zepsuje, to zawsze jest z tego wyjście. Jeśli akurat jestem sama i nie wiem co zrobić z kablem, który spowodował zwarcie i wywalił korki, idę po sąsiada, który zawsze uratuje mnie z opresji. Za czym bym tęskniła, gdybym dziś musiała się wyprowadzić? Nieustannie za czymś tęsknimy – to takie ludzkie. A czasem warto trochę przewrócić swoje myślenie i zastanowić się – a gdybym dziś musiał zrezygnować ze swojego dotychczasowego życia, to za czym był tęsknił? To taki szybki sposób, żeby szarość nabrała barw i często w życiu stosuję ten trik. Gdybym więc musiała dziś się wyprowadzić, to za czym bym tęskniła? Spokój Moje życie toczy się teraz głównie na wsi. Na odwożę dzieci do szkoły. Kilometr od domu. Po drodze nie ma korków. Już sam fakt, że mogę po prostu wcisnąć gaz i jechać, jest dla mnie czymś pięknym. Na przerwę lunchową zawsze wybieram łąkę. Zamiast Mordoru mam Sherwood. Ta godzina spokoju, kiedy chłonę ciszę, świeże powietrze, układam myśli w całość, jest dla mnie czymś nieocenionym. Nigdy nie doświadczyłam tego w mieście. A wiecie, że je kocham. Miasto ma nieustanną nerwicę, krzyczy, czegoś chce, ciągnie za rękaw. Patrzysz na pędzących przechodniów. Ktoś klnie przez telefon, ktoś biegnie i się potknął, ktoś nie nie zdążył na autobus, przejechał ambulans. A ja wychodzę przed dom i po chwili widzę sarny. Za lasem, łąką, sarnami, brzozowym zagajnikiem – pękłoby mi serducho z tęsknoty. Kino Tego chyba nie wiecie, ale mamy w domu kino. Takie prawdziwe. A było to tak – mieliśmy dwustanowiskowy garaż, czytaj – dwustanowiskowe miejsce na dwa razy większy burdel, bo doskonale wiedzieliśmy, że jak jak już upchamy tam wszystkie pudła poprzeprowadzkowe, to dla samochodu miejsca raczej zabraknie. Pokój kinowy w domu, to było zawsze marzenie mojego męża. Miał powstać w miejscu, gdzie obecnie jest moje biuro/pokój gościnny. Kiedyś odwiedzili nas znajomi, oprowadzamy ich po domu i nagle kumpel mówi: „a nie lepiej to kino zrobić zamiast jednego garażu?”. Boże, jakiego doznaliśmy olśnienia! O ile na początku byłam sceptycznie nastawiona do całej idei „kina”,teraz uważam, że to jest najfajniejsze pomieszczenie w domu. Pomalowane na grafitowo, z miękką wykładziną i stopniowanymi podłogą i sufitem. Obraz leci z rzutnika i czujesz się jak w kinie, tylko lepiej, bo jest wygodniej, nigdy nie jest zimno, popcorn jest za free i nie ma reklam. Ha! Co więcej, kiedy męża napadnie, żeby sobie pograć czy cokolwiek równie głupiego, zamyka się w kinie, a ja nic nie wiem, nic nie słyszę. Kino sprawdza się też rewelacyjnie podczas imprez – kiedy dzieciarnia zaczyna dogorywać, odpalamy im film, następnie każdy zabiera swoje śpiące dziecko do domu 😀 Sąsiedzi Miałam tyle szczęścia, że trafili mi się fajni sąsiedzi. Każdy miły i gotowy pomóc. Kiedyś nie dostałam w sklepie malin. Przypomniałam sobie, że sąsiad, który ma koparkę zatrzymał się któregoś dnia i dał moim dzieciom koszyczek malin. Wsiadłam więc w samochód, pojechałam do niego i pytam czy ma na sprzedaż maliny. Na to on, że na sprzedaż nie, ale mogę sobie pójść za dom i zebrać ile chcę. Mówię, że absolutnie, że oczywiście zapłacę, na to on, że swoi mają u niego maliny za darmo. Kiedy budowaliśmy altankę, sąsiad mieszkający przez płot, zapytał, co nam pomóc. Mój mąż na to, że nic, żeby się nie kłopotał, że sobie poradzi. Na to sąsiad: „ok, będę za pół godziny. Z zimnym piwem”. Albo kiedy wracam z miasta i wiem, że nie zdążę odebrać dzieci ze świetlicy. Telefon do sąsiadki: „Zabierzesz moje dzieci ze świetlicy?”- No jasne, żaden problem. Za takich sąsiadów trzeba być wdzięcznym i bardzo bym za nimi tęskniła. Weekendy O tych weekendach pisałam już setki razy. Zazwyczaj są pełne ludzi, którzy zjeżdżają się już od piątku. Ale też zupełnie inaczej odpoczywa się na wsi w weekend. Pamiętam, że mieście w mieszkaniu często dręczyła mnie myśl, że wypadałoby dzieci gdzieś zabrać, coś zrobić. Tak siedzieć w mieszkaniu? Tu wychodzimy przed dom i jesteśmy nad rzeką. Albo na pikniku na łące, albo na wyprawie w lesie. Dzieciństwo Obserwowałam dzieci w te wakacje. Spędzały je jak ja kiedyś. Cały dzień na dworze, z dziećmi sąsiadów. Wracały przed zapadnięciem zmroku, umorusane, z potrzaskanymi kolanami, pachnące wiatrem, śmierdzące oborą. Wszystkie dzieci ze szkoły mieszkają w niedalekim sąsiedztwie. Nieustannie się nawzajem odwiedzają. Znam ich mamy. Po prostu widzę, że wieś ma na moje dzieci dobry wpływ. Kominek Kiedy zwierzyłam się sąsiadce, że wieś mnie przytłacza i nie wiem czy nie wrócimy do miasta, to powiedziała: „poczekaj, aż odpalicie kominek!”. To były święte słowa. Kiedy po raz pierwszy rozpaliliśmy ogień w kominku, przestawiliśmy sofę dokładnie naprzeciwko i cały wieczór siedzieliśmy jak urzeczeni. A kiedy któregoś dnia wracałam zmęczona z miasta i już przez okno zobaczyłam tańczący w domu ogień, poczułam jak nigdy wcześniej, że to moje miejsce na ziemi. Za czym tęsknię? Nie sądziłam, że to możliwe, ale nie tęsknię za miastem. Odwiedzam je, kiedy mi go brakuje. Ale teraz, doświadczając na co dzień wiejskiego spokoju, wiem że mój miejski kochanek jest znerwicowany, porywczy, szybko mnie męczy. Z ulgą wracam wracam do siebie. Do mojej ciszy, przestrzeni. Miasto mam na wyciągniecie ręki, kiedyś uwielbiałam być w jego epicentrum. Teraz jest inaczej. Po prostu. A co na wsi mnie męczy? To raczej nie jest kwestia wsi, ale sytuacji. Nieustannie męczy mnie powzięte zobowiązanie finansowe w postaci kredytu. Pocieszam się, że większość ludzi jest w takiej sytuacji. Niemniej towarzyszy mi przeświadczenie, że tak nie powinno być, że to jest nienormalne, żebyśmy brali kredyty i na nich jechali niemal całe życie. Z drugiej strony – nie wiedzę innego rozwiązania. Nie miałabym szans odłożyć gotówki na ten dom. Nie znoszę tego uczucia niepokoju, o którym ostatnio pisałam. Dom to finansowa studnia bez dna. Dopiero po roku mieszkania zaczynamy się urządzać i co chwilę krew mnie zalewa na ceny. Zupełnie jakby założenie było takie, że skoro ktoś ma dom, to wiadomo, że jest milionerem. Tymczasem na co dzień uprawiamy jakąś skomplikowaną ekwilibrystykę finansową – z jednej strony długi, z drugiej potrzeba skończenia czegoś w domu. Trochę tu, trochę tam. W międzyczasie rezygnujemy z kolejnych wyjazdów, kolejnych wakacji. Dom jednak wiele wynagradza. My potrafimy na przykład w domu odpoczywać, czego wielu ludzi nie umie. Kiedy w wakacje nie bardzo mogliśmy sobie pozwolić na fajny wyjazd, zrobiliśmy je tu, na miejscu. Dmuchany basen, codziennie pyszne jedzenie, dobry film, wino. Zasada była jedna – odpoczywamy, udajemy że to all inclusive. Mam też świadomość, że te finansowe wygibasy nie będą trwały wiecznie. Za rok o tej porze będziemy mieli już ileś zobowiązań mniej. Kończymy robić ogrodzenie. Czas szybko leci. Zaraz się okaże, że minęło już trzydzieści lat i spłaciliśmy kredyt! Wtedy zatęsknimy za tym co jest dzisiaj… Dom ma jedną wadę – ogromna powierzchnia do sprzątania. Pamiętam, że kiedy o tym napisałam po raz pierwszy z lekkim wyrzutem, odezwało się parę głosów „ależ to kwestia dobrej organizacji czasu!” To zupełnie nie o to chodzi. Ja umiem się dobrze zorganizować, a kto do mnie przyjeżdża ten wie, że jest porządek, po prostu żal mi życia na tę ilość sprzątania. Zwyczajnie. To syzyfowa praca. Świeżo uprane ubranie zaraz będzie brudne. Lśniąca podłoga zaraz będzie brudna. Czysta łazienka zaraz brudna. Kiedyś wydawało mi się, że w większym domu, bałagan się jakoś równomiernie rozłoży. Otóż nie. Duży dom, dużo sprzątania. Koniec kropka. Teraz mam na szczęście chwilowo teściową, która jest moją nieocenioną domową pomocą. Kiedy wyjedzie to mam dwa wybory: albo zginę, albo zatrudnię panią do sprzątania. Właśnie dotarłam do końca piątej strony w Open Office, więc powoli wpis zamienia się w książkę. Mam wynotowanych jeszcze sporo rzeczy, ale najważniejsze opisałam. Jeśli macie pytania – piszcie śmiało, na wszystko odpowiem. Pozdrawiam Was z Mojego Miejsca Na Ziemi.

poradnik dobrego męża na wesoło